Pomimo różnych poglądów, archetyp wieży, księcia z bajki, pokutuje w naszych podświadomościach i czyni wiele niepotrzebnego zamętu w naszym życiu. Dlatego postanowiłam zrobić z tym porządek. Niech nowe pokolenie królewien oraz księżniczek ma wpajane właściwe i bardziej praktyczne przesłania ;)
      Za siedmioma rzekami, za siedmioma
górami i lasami, w Królestwie, które w godle miało 13 kotów, żyła
sobie pewna Królewna. Panna ta była kobietą piękną, lecz jeszcze
piękniejsze było jej czyste serce, a intelekt niejednemu mądrali
potrafił utrzeć nosa w dyskusjach. 
Cieszyli się Król i Królowa ze
swojej jedynaczki i z niecierpliwością czekali dnia w którym
znajdzie się odpowiednio bogaty król, który zechce poślubić
Królewnę. Sami też nie mogli doczekać się wnucząt. 
Łatwo się jednak mówi. Piękną,
mądra i bogata kobieta nie zgodzi się wyjść za pierwszego
lepszego bogacza. Tak też było i z naszą Królewną, która jedyne
czego pragnęła w życiu to miłości, a nie jakiś bogactw, które
miała od zawsze. Potrzebowała uwagi i miłości równie wielkiej,
jak ta którą  ona sama potrafiła dawać. 
No i masz babo placek! Zgłaszali się
różni królewicze, książęta. Księżniczka spotykała się z
nimi, rozmawiała, zabierała na spacery, lecz jakoś w żadnym nie
dopatrzyła się przyjaciela, a tym bardziej w żadnym się nie
zakochała.
Król i Królowa robili się coraz
bardziej niecierpliwi i choć kochali bardzo córkę, to jednak nie
potrafili zrozumieć o co jej chodzi. Według nich gwarancję
szczęścia dawał bogaty mąż, a według ich córki miłość,
którą oni uważali za wielką fanaberię. 
Wyznaczyli siłą Królewnie kandydata
na męża - Króla sąsiedniego kraju. Bo to blisko jest, królestwa
można połączyć i stworzyć jeszcze większe, a i bogactw u
sąsiadów nie brakowało. 
Nie miało znaczenia dla rodziców
Królewny, że kandydat na męża ma pstro w głowie i tylko
polowania, uczty i zabawa się dla niego liczyły. Owszem sąsiedniemu
Królowi bardzo podobała się nasza Królewna, ale wierzcie mi nie
miało to nic wspólnego z miłością.
Nie na darmo w godle królestwa było
trzynaście kotów. W tym kraju wszyscy przestrzegali zasady, że
zwierzęta to nasi przyjaciele, istoty które czują i zasługują na
szacunek. Nikt zwierząt nie krzywdził, dbał o każdą istotkę,
która potrzebowała ratunku, a zwierzęta odwdzięczały się tym
samym – dbały o swoich ludzi. Wiele lat temu koty uratowały
królestwo od głodu, gdy plaga myszy zagnieździła się w
spichlerzach z ziarnami, koty dzielnie polując uratowały zapasy
zbóż przed myszami. Właśnie na pamiątkę tego wydarzenia,
znalazły się w godle królestwa.
Królewna, która jak już wiecie miała
bardzo dobre serce, przygarniała wszystkie biedne i opuszczone
kociaki. Kochała je, leczyła jeśli było trzeba, i szukała im
nowych domków. Sama miała w swoich komnatach, na stałe
mieszkających z nią, nomen omen trzynaście kotów w różnym
wieku. Kochane kociaki spały w przedziwnych miejscach: na
parapetach, w szafach, czaiły się nawet pod królewską kołdrą.
Oczywiście nikt im tego nie miał za złe, bo jakże miło jest
przytulić zmarznięte stópki do ciepłego i miękkiego futerka.
Król Sąsiad sąsiad spacerując z naszą
Królewną i opowiadał jej jakim to on wielkim wojownikiem jest,
jaki odważny, jaki męski i silny i tak dalej i tak dalej. Ciągle
mówił o sobie. Gadając tak, chciał usiąść na jednym z krzeseł,
na którym akurat spał smacznie Bazylek, ukochany, czarny kocurek
Królewny. Król Sąsiad zamiast go wziąć na kolana, lub chociaż
delikatnie przełożyć w inne miejsce, złapał go za skórkę na
karku i rzucił w kąt przeklinając za nim brzydkim słowem!
I co o tym myślicie? Nikt mądry nie
chciałby dzielić życia z takim nieczułym narcyzem.
Królewna wygoniła Króla Sąsiada z
zamku, tamten się obraził, poszedł na skargę do ojca Królewny, zapowiedział, że jego noga w tym królestwie już nigdy nie
postanie i niech się cieszą, że im wojny nie wypowie!
Po tym wydarzeniu Król Ojciec
zzieleniał ze złości, kazał natychmiast zawołać Królewnę i za
karę 
nakazał zamknąć  ją w najwyższej
wieży zamku, aż do momentu gdy zgodzi się wyjść za mąż.
Źle się stało w rodzinie
królewskiej, nie było to mądre ze strony Króla.
A tymczasem, jeszcze większe
nieszczęście spadło na nasze królestwo. Pod zamkiem w pieczarze,
tuż przy wejściu na wieżę zagnieździł się ogromny smok. 
Paskudny wyjątkowo, cały czarny,
śmierdzący, ociekający czymś lepkim jak smoła. 
Gdy przelatywał nad królestwem, brud
z niego kapał i oblepiał schludne uliczki, kwiaty, trawniki oraz
ludzi. Smok stał się prawdziwym utrapieniem, pożerał olbrzymie
ilości zwierząt. Znów wizja ubóstwa zawisła nad królestwem. Na
dodatek smok ulokował się przy wejściu na wieżę. Drzwi
zablokował olbrzymim głazem, tak że teraz nawet gdyby Królewna
zgodziła się na warunki rodziców, to i tak nikt by jej z wieży nie
wypuścił. 
Głaz był tak ciężki, że potrzeba
by było tygodnia aby go rozłupać, a smok opuszczał swoją
pieczarę najwyżej na godzinę. Wykorzystując ten czas dworzanie
podawali księżniczce jedzenie, które wkładali do spuszczanego na
linie małego koszyczka, gdyż tylko taki przechodził przez wąskie
okienko wieży.
Król osiwiał i przeklinał moment, w
którym ukarał tak srodze swoje dziecko, ale cóż było robić?
Tradycyjnie ogłosili, że jest smok do zabicia, pół królestwa i
królewna za żonę. 
Nazjeżdżało się  śmiałków, co
niemiara. Jak to bywa z taką ciżbą, rozrabiali, bili się między
sobą, nie tylko ze smokiem, hałasowali po nocach, śpiewali a z ich
obecności cieszyli się tylko karczmarze, ponieważ kandydaci na
pokonanie smoka pili olbrzymie ilości piwa.
Lecz niestety, los ich był marny.
Żaden królewicz ani nie książę, nie mógł pokonać bestii.
Najpierw ruszali pędem do ataku, a potem jeszcze szybciej uciekali
od buchającego smoczego ognia. 
I nie ma się czemu dziwić, śmiałkowie
ci mieli nieczyste serca. Wszak wiadomo iż zabicie smoka, królewna
za  żonę i bycie królem, nie przyciągało zacnych mężczyzn,
tylko tych którzy buńczucznością, rządzą sławy i bogactwa się
kierowali. 
Królewna z żalem i beznadzieją
oglądała te wszystkie porażki, jeszcze do niedawna odważnych
rycerzy. Widziała nawet swojego niedawnego absztyfikanta, który
przybył by – jak oznajmił – łaskawie uratować sąsiadkę.
Lecz i jemu szczęście nie dopisało. Stanął wystrojony w
świecącą, złotą zbroję, zwieńczoną na hełmie olbrzymim
pióropuszem ze strusich piór, i zanim się obejrzał uciekał w te
pędy, aż się za nim kurzyło. Miał wiele szczęści, bo zbroja
była cała okopcona, stała się matowa i czarna, a z pióropusza
został jeden złamany kikut, co dość komicznie wyglądało – jak
jakaś złamana antenka.
Królewna patrząc na ten widok z góry,
zaśmiała się w duchu, choć jej sytuacja do wesołych nie
należała.
Po jakimś czasie, śmiałkowie chcący
pokonać smoka, przestali przyjeżdżać. 
Ludzie z królestwa klepali biedę i
stopniowo przeprowadzali się do innych królestw. 
Król zapadł w głęboką zadumę,
siedział całymi dniami na tronie i wzdychał. Przestał się
odzywać. Na każde pytanie odpowiadał tylko westchnieniem. Królowa,
nie wiedząc co począć z tym wszystkim, zaszyła się w swych
komnatach i na kolanach przesuwała paciorki, modląc się o ratunek.
Tak upłynęły lata...
Któregoś dnia Królewna wyjrzała ze
swojej wieży by z nudów obserwować smoka, który akurat spał
smacznie chrapiąc po sytym obiedzie. Śmierdział jak dawniej, ale
Królewna nie zwracała już na to uwagi, po prostu przyzwyczaiła
się do tej woni.
Postanowiła porozmawiać ze smokiem,
tak dawno przecież z nikim nie rozmawiała.
- Panie smoku, panie smoku!!! -
 wołała
- Czego? - odpowiedział smok
 opryskliwie
- Czego pan od nas chce? Dlaczego
 pan nam dokucza i mnie więzi?
- Bo cię nie lubię, nie lubię was
 wszystkich, a ciebie szczególnie.
- Ale dlaczego? Przecież nic panu
 złego nie zrobiłam – dopytywała królewna
- Bo tak! Bo wszyscy ludzie są źli
 i mnie krzywdzą, a zwłaszcza te wszystkie ślicznotki, które
 myślą tylko o strojeniu się, chwaleniu swoją urodą i ilością
 zalotników.
- Ja taka nie jestem – odkrzyknęła
 Królewna
- Tak, tak, wszystkie tak mówicie,
 gdy się boicie, a potem polewacie smołą i podstępem próbujecie
 skrzywdzić. Znam ja już was kłamczuchy – żalił się smok.
Królewna nie miała pomysłu jak
 przekonać smoka o swojej dobroci i czystych zamiarach, zapytała
 więc:
- Czego potrzebujesz, byś poczuł
 się dobrze i bezpiecznie?
- Yyyyyyy - zaniemówił smok,
 ponieważ nikt do tej pory, w jego długim smoczym życiu nie zadał
 mu takiego pytania – nie powiem Ci – odpowiedział hardo.
Coś jednak drgnęło w jego smoczym
 sercu, bo układając się do snu rozczulił się nad sobą i tak
 jakoś smutno mu się zrobiło.
Rano obudził się z pewną nadzieją,
spojrzał w okno wieży, nasłuchując czy Królewna już wstała.
Coś tam w tym oknie mignęło, więc
podfrunął by zobaczyć z bliska.
- Wiesz co? - zagadał do Królewny,
 która już wstała i właśnie rozczesywała długie ciemne włosy
 – Potrzebuję by ktoś mnie przytulił, ukochał i po prostu
 pokochał – wyszeptał zmieszany – bardzo tego potrzebuję –
 dodał. - Jeśli zostaniesz moją przyjaciółką, taką prawdziwą,
 to obiecuję już nigdy nikomu nie dokuczać, a ciebie i twoje
 królestwo będę chronił.
Tym razem Królewna zaniemówiła.
 Zastygła wpatrzona w smoka, z ręką uniesioną nad głową,
 trzymając szczotkę. Ocknęła się jednak po chwili i rzekła
- Bardzo chętnie zostanę twoją
 przyjaciółką, przytulę cię, tylko musimy sobie zaufać. Ja ci
 obiecuję że nie ucieknę, ani cię nie okłamię, a ty mi obiecaj
 że mnie nie zjesz gdy wyjdę z wieży.
- No dobra obiecuję – odrzekł
 smok
- I ja ci obiecuję –
 odpowiedziała Królewna
Królewna bała się w głębi ducha,
 ale postanowiła skupić się na uczuciu prawdziwej przyjaźni i
 miłości, by je jak najszczersze okazać smokowi.
Smok tymczasem odwalił wielki głaz,
 uwalniając wejście na wieżę i Królewna pierwszy raz od wielu
 lat mogła stanąć na świeżym powietrzu.
Tak ją ten moment uradował, że
 rzuciła się ze szczerym uściskiem na szyję smoka.
Smok, w pierwszym momencie nie
 wiedział co robić, cały znieruchomiał, ale już po chwili i on
 przytulił delikatnie kruchutką i drobniutką Królewnę.
Nagle poczuł się bardzo szczęśliwy,
 bo w końcu ktoś go pokochał – tak po prostu. Podobna myśl
 przyszła i Królewnie do głowy, że zamiast walczyć wystarczyło
 tak po prostu, zaakceptować, polubić smoka. Oboje wyczuli, że
 myślą o tym samym i zaczęli się śmiać. Smok rechotał
 wypinając brzuchol i nagle wzrok Królewny przykuł jakiś błysk.
 Skóra na  smoczym brzuchu jakby pękła i to właśnie spod niej
 coś błyskało.
- Co to może być? – zastanawiała
 się Królewna - Co Ci tam tak świeci na tym brzuchu?
Smok wygiął się by zobaczyć, o co
 pyta Królewna. Faktycznie coś mu się tam rozpruło. Drapnął
 pazurem i nagle oderwał sobie kawał czarnej, gumowej powierzchni,
 którą wszyscy brali za jego skórę. Błysk roztoczył się
 dookoła wielki, bo oto ukazała się przepiękna złota łuska.
 Smok zaskoczony zaczął rozdrapywać pozostałe gumowe połacie, a
 Królewna pomagała mu w tym z zapałem.
Oboje byli zaskoczeni, tym co
 odkrywają.
- Choć do jeziora, umyjemy cię –
 zaproponowała smokowi Królewna
- Ech, nie ja się boję wody –
 przyznał się przerażony smok
- No co ty, smoki się niczego nie
 boją, choć ze mną to cię w razie czego obronię – zażartowała
 Królewna i smok posłusznie powędrował za nią.
W jeziorze domyli dokładnie każdy
 zakamarek smoczego cielska. Tak w krótkim czasie śmierdzący,
 czarny potwór, przeobraził się w pięknego, błyszczącego od
 złota i dostojności, szlachetnego smoka.
- Woow – zawołała z zachwytem
 Królewna – jaki ty jesteś piękny-
- Piękny? – zdziwił się smok
- Spójrz na swoje odbicie w wodzie
 – doradziła Królewna
Smok spojrzał i zaniemówił.
- To naprawdę ja? - pytał
- No przecież, że nie ja –
 śmiała się Królewna – ja stoję obok ciebie – i pomachała
 do swojego odbicia – Będę bardzo dumna mając w twojej osobie,
 takiego ochroniarza i przyjaciela.
Smok już nic nie powiedział, tylko
 nieśmiało utulił Królewnę
- Ale, ale jak to się stało –
 dopytywała się Królewna – że ty aż tak zarosłeś brudem i
 nie widziałeś swojego piękna?
- Tuż po wykluciu się z jajka,
 małe smoki są brązowe, kolory dostają dopiero po ukończeniu stu
 lat. Zanim skończyłem setkę, pamiętasz jak opowiadałem ci, że
 ludzie polali mnie smołą. Do tego bałem się wody i tak przez
 lata narosła mi skorupa brudu. – wyjaśnił.
- To teraz wszystko rozumiem –
 uśmiechnęła się Królewna – poczekaj tu na mnie, pójdę teraz
 na zamek, uprzedzę wszystkich o nadejściu wspaniałego gościa.
 Nic się nie bój, pamiętaj jestem twoją przyjaciółką, prócz
 tego w moim królestwie szanuje się wszystkie istoty - jeśli nie
 rozrabiają – dodała i puściła oko do smoka, odchodząc w stronę
 wejścia na zamek.
Szok na widok wchodzącej Królewny w
zamku był wielki, Król wstał i biegnąc do córki, pierwszy raz od
lat przemówił:
- Córko, córeczko! - wołał
 ściskając Królewnę
Na te okrzyki wybiegła Królowa, która
porzuciła swoje paciorki i biegiem wpadła do sali tronowej, po czym
również zaczęła ściskać córkę.
Po dłuższej chwili Królewna
ucieszona widokiem rodziców i kotów, ponieważ one również
przybiegły przywitać swoją ukochaną panią, rozejrzała się
dookoła. 
To co zobaczyła, zasmuciło ją
wielce. 
Pajęczyny zwisały z sufitu,
niepodpisane dekrety leżały porozrzucane wokół tronu, porozrywane
listy ze skargami poddanych, wysypywały się z wielkich koszy. Oj
zapuściło się to królestwo.
- Ojcze, cieszę się, że bardzo
 cię widzę i smucę jednocześnie widząc twoją bezradność –
 rzekła Królewna – pozwolisz, że pomogę ci postawić królestwo
 na nogi, przedstawię ci też naszego nowego przyjaciela, obrońcę
 królestwa – to on mnie uwolnił z wieży i wcale nie chce mnie za
 żonę  - uśmiechnęła się mówiąc te słowa.
- Rób co chcesz córeczko –
 ucieszył się Król – ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem
 na świecie widząc cię całą i zdrową, na wolności.
- Skoro mogę robić co chcę –
 wykorzystała chwilę Królewna – to chciałabym Wam przedstawić
 naszego obrońcę i sprzymierzeńca. Poznajcie Złotego Smoka!
Król i Królowa pobiegli do okna za
 Królewną, a widok który zobaczyli, dosłownie zbił ich z nóg. Zanim jednak zdołali ocenić czy to
 strach czy zdziwienie nimi owładnęło, smok przemówił:
- Witajcie Królu i Królowo,
 chciałbym Was przeprosić za to całe nieporozumienie, które
 nastąpiło. Jeśli pozwolicie, naprawię wszystko co zepsułem, a
 przynajmniej spróbuję.
Po tej przemowie smok zamknął oczy,
 schylił łeb, złożył przednie łapy – chyba się
 koncentrował... i nagle roztoczyła się wokół niego złota,
 powietrzna fala. Krąg ten, w bardzo szybkim tempie się rozszerzał,
 a czego dotknął zmieniało się w nowe, czyste, bogate, młodsze.
Tak oto Królowi zniknęła siwizna i
 zmarszczki z twarzy, Królowej bruzdy smutku na obliczu, poznikały
 pajęczyny na zamku i w jednym niemalże momencie odżyło całe
 królestwo.
Nikt wcześniej nie przypuszczał, że
 Złoty Smok ma aż tak wielką moc, którą może pożytecznie
 użyć.
Radości było co niemiara. Świętowano
 chyba przez tydzień, a gdy ludzie już się nacieszyli, powrócili
 do zwykłego lecz szczęśliwszego życia.
Królewna prócz władania królestwem,
 zajęła się studiowaniem weterynarii i szerzeniem wśród innych
 królestw wiedzy na temat pożyteczności kotów. Jeździła na
 różne sympozja, wygłaszała referaty, pisała prace naukowe. Aż
 pewnego razu, zgłosił się do niej po radę pewien Król, który
 miał problem z plagą szczurów i myszy w swoim królestwie.
 Musicie wiedzieć, że król ten był młody, mądry i bardzo
 przystojny.... Od razu zaiskrzyło pomiędzy naszą Królewną a
 mądrym Królem.
Tak to niespodziewanie, gdy Królewna
 poszła za głosem serca, zamiast walczyć ze smokiem –
 zaprzyjaźniła się z nim, zrealizowała swoje pasję, na koniec
 spotkała miłość swojego życia..... bo wszystko dzieje się we
 właściwej kolejności i czasie, a miłość okazała się
 najpotężniejszym orężem w drodze do szczęścia własnego i
 niejednego królestwa...