sobota, 19 września 2015

O Królewnie z królestwa, które trzynaście kotów w godle posiadało.

Pomimo różnych poglądów, archetyp wieży, księcia z bajki, pokutuje w naszych podświadomościach i czyni wiele niepotrzebnego zamętu w naszym życiu. Dlatego postanowiłam zrobić z tym porządek. Niech nowe pokolenie królewien oraz księżniczek ma wpajane właściwe i bardziej praktyczne przesłania ;)

      Za siedmioma rzekami, za siedmioma górami i lasami, w Królestwie, które w godle miało 13 kotów, żyła sobie pewna Królewna. Panna ta była kobietą piękną, lecz jeszcze piękniejsze było jej czyste serce, a intelekt niejednemu mądrali potrafił utrzeć nosa w dyskusjach.
Cieszyli się Król i Królowa ze swojej jedynaczki i z niecierpliwością czekali dnia w którym znajdzie się odpowiednio bogaty król, który zechce poślubić Królewnę. Sami też nie mogli doczekać się wnucząt.
Łatwo się jednak mówi. Piękną, mądra i bogata kobieta nie zgodzi się wyjść za pierwszego lepszego bogacza. Tak też było i z naszą Królewną, która jedyne czego pragnęła w życiu to miłości, a nie jakiś bogactw, które miała od zawsze. Potrzebowała uwagi i miłości równie wielkiej, jak ta którą ona sama potrafiła dawać.
No i masz babo placek! Zgłaszali się różni królewicze, książęta. Księżniczka spotykała się z nimi, rozmawiała, zabierała na spacery, lecz jakoś w żadnym nie dopatrzyła się przyjaciela, a tym bardziej w żadnym się nie zakochała.
Król i Królowa robili się coraz bardziej niecierpliwi i choć kochali bardzo córkę, to jednak nie potrafili zrozumieć o co jej chodzi. Według nich gwarancję szczęścia dawał bogaty mąż, a według ich córki miłość, którą oni uważali za wielką fanaberię.
Wyznaczyli siłą Królewnie kandydata na męża - Króla sąsiedniego kraju. Bo to blisko jest, królestwa można połączyć i stworzyć jeszcze większe, a i bogactw u sąsiadów nie brakowało.
Nie miało znaczenia dla rodziców Królewny, że kandydat na męża ma pstro w głowie i tylko polowania, uczty i zabawa się dla niego liczyły. Owszem sąsiedniemu Królowi bardzo podobała się nasza Królewna, ale wierzcie mi nie miało to nic wspólnego z miłością.
Nie na darmo w godle królestwa było trzynaście kotów. W tym kraju wszyscy przestrzegali zasady, że zwierzęta to nasi przyjaciele, istoty które czują i zasługują na szacunek. Nikt zwierząt nie krzywdził, dbał o każdą istotkę, która potrzebowała ratunku, a zwierzęta odwdzięczały się tym samym – dbały o swoich ludzi. Wiele lat temu koty uratowały królestwo od głodu, gdy plaga myszy zagnieździła się w spichlerzach z ziarnami, koty dzielnie polując uratowały zapasy zbóż przed myszami. Właśnie na pamiątkę tego wydarzenia, znalazły się w godle królestwa.
Królewna, która jak już wiecie miała bardzo dobre serce, przygarniała wszystkie biedne i opuszczone kociaki. Kochała je, leczyła jeśli było trzeba, i szukała im nowych domków. Sama miała w swoich komnatach, na stałe mieszkających z nią, nomen omen trzynaście kotów w różnym wieku. Kochane kociaki spały w przedziwnych miejscach: na parapetach, w szafach, czaiły się nawet pod królewską kołdrą. Oczywiście nikt im tego nie miał za złe, bo jakże miło jest przytulić zmarznięte stópki do ciepłego i miękkiego futerka.
Król Sąsiad sąsiad spacerując z naszą Królewną i opowiadał jej jakim to on wielkim wojownikiem jest, jaki odważny, jaki męski i silny i tak dalej i tak dalej. Ciągle mówił o sobie. Gadając tak, chciał usiąść na jednym z krzeseł, na którym akurat spał smacznie Bazylek, ukochany, czarny kocurek Królewny. Król Sąsiad zamiast go wziąć na kolana, lub chociaż delikatnie przełożyć w inne miejsce, złapał go za skórkę na karku i rzucił w kąt przeklinając za nim brzydkim słowem!
I co o tym myślicie? Nikt mądry nie chciałby dzielić życia z takim nieczułym narcyzem.
Królewna wygoniła Króla Sąsiada z zamku, tamten się obraził, poszedł na skargę do ojca Królewny, zapowiedział, że jego noga w tym królestwie już nigdy nie postanie i niech się cieszą, że im wojny nie wypowie!
Po tym wydarzeniu Król Ojciec zzieleniał ze złości, kazał natychmiast zawołać Królewnę i za karę
nakazał zamknąć ją w najwyższej wieży zamku, aż do momentu gdy zgodzi się wyjść za mąż.

Źle się stało w rodzinie królewskiej, nie było to mądre ze strony Króla.
A tymczasem, jeszcze większe nieszczęście spadło na nasze królestwo. Pod zamkiem w pieczarze, tuż przy wejściu na wieżę zagnieździł się ogromny smok.
Paskudny wyjątkowo, cały czarny, śmierdzący, ociekający czymś lepkim jak smoła.
Gdy przelatywał nad królestwem, brud z niego kapał i oblepiał schludne uliczki, kwiaty, trawniki oraz ludzi. Smok stał się prawdziwym utrapieniem, pożerał olbrzymie ilości zwierząt. Znów wizja ubóstwa zawisła nad królestwem. Na dodatek smok ulokował się przy wejściu na wieżę. Drzwi zablokował olbrzymim głazem, tak że teraz nawet gdyby Królewna zgodziła się na warunki rodziców, to i tak nikt by jej z wieży nie wypuścił.
Głaz był tak ciężki, że potrzeba by było tygodnia aby go rozłupać, a smok opuszczał swoją pieczarę najwyżej na godzinę. Wykorzystując ten czas dworzanie podawali księżniczce jedzenie, które wkładali do spuszczanego na linie małego koszyczka, gdyż tylko taki przechodził przez wąskie okienko wieży.
Król osiwiał i przeklinał moment, w którym ukarał tak srodze swoje dziecko, ale cóż było robić? Tradycyjnie ogłosili, że jest smok do zabicia, pół królestwa i królewna za żonę.
Nazjeżdżało się śmiałków, co niemiara. Jak to bywa z taką ciżbą, rozrabiali, bili się między sobą, nie tylko ze smokiem, hałasowali po nocach, śpiewali a z ich obecności cieszyli się tylko karczmarze, ponieważ kandydaci na pokonanie smoka pili olbrzymie ilości piwa.
Lecz niestety, los ich był marny. Żaden królewicz ani nie książę, nie mógł pokonać bestii. Najpierw ruszali pędem do ataku, a potem jeszcze szybciej uciekali od buchającego smoczego ognia.
I nie ma się czemu dziwić, śmiałkowie ci mieli nieczyste serca. Wszak wiadomo iż zabicie smoka, królewna za żonę i bycie królem, nie przyciągało zacnych mężczyzn, tylko tych którzy buńczucznością, rządzą sławy i bogactwa się kierowali.
Królewna z żalem i beznadzieją oglądała te wszystkie porażki, jeszcze do niedawna odważnych rycerzy. Widziała nawet swojego niedawnego absztyfikanta, który przybył by – jak oznajmił – łaskawie uratować sąsiadkę. Lecz i jemu szczęście nie dopisało. Stanął wystrojony w świecącą, złotą zbroję, zwieńczoną na hełmie olbrzymim pióropuszem ze strusich piór, i zanim się obejrzał uciekał w te pędy, aż się za nim kurzyło. Miał wiele szczęści, bo zbroja była cała okopcona, stała się matowa i czarna, a z pióropusza został jeden złamany kikut, co dość komicznie wyglądało – jak jakaś złamana antenka.
Królewna patrząc na ten widok z góry, zaśmiała się w duchu, choć jej sytuacja do wesołych nie należała.
Po jakimś czasie, śmiałkowie chcący pokonać smoka, przestali przyjeżdżać.
Ludzie z królestwa klepali biedę i stopniowo przeprowadzali się do innych królestw.
Król zapadł w głęboką zadumę, siedział całymi dniami na tronie i wzdychał. Przestał się odzywać. Na każde pytanie odpowiadał tylko westchnieniem. Królowa, nie wiedząc co począć z tym wszystkim, zaszyła się w swych komnatach i na kolanach przesuwała paciorki, modląc się o ratunek.

Tak upłynęły lata...

Któregoś dnia Królewna wyjrzała ze swojej wieży by z nudów obserwować smoka, który akurat spał smacznie chrapiąc po sytym obiedzie. Śmierdział jak dawniej, ale Królewna nie zwracała już na to uwagi, po prostu przyzwyczaiła się do tej woni.
Postanowiła porozmawiać ze smokiem, tak dawno przecież z nikim nie rozmawiała.
- Panie smoku, panie smoku!!! - wołała
- Czego? - odpowiedział smok opryskliwie
- Czego pan od nas chce? Dlaczego pan nam dokucza i mnie więzi?
- Bo cię nie lubię, nie lubię was wszystkich, a ciebie szczególnie.
- Ale dlaczego? Przecież nic panu złego nie zrobiłam – dopytywała królewna
- Bo tak! Bo wszyscy ludzie są źli i mnie krzywdzą, a zwłaszcza te wszystkie ślicznotki, które myślą tylko o strojeniu się, chwaleniu swoją urodą i ilością zalotników.
- Ja taka nie jestem – odkrzyknęła Królewna
- Tak, tak, wszystkie tak mówicie, gdy się boicie, a potem polewacie smołą i podstępem próbujecie skrzywdzić. Znam ja już was kłamczuchy – żalił się smok.
Królewna nie miała pomysłu jak przekonać smoka o swojej dobroci i czystych zamiarach, zapytała więc:
- Czego potrzebujesz, byś poczuł się dobrze i bezpiecznie?
- Yyyyyyy - zaniemówił smok, ponieważ nikt do tej pory, w jego długim smoczym życiu nie zadał mu takiego pytania – nie powiem Ci – odpowiedział hardo.

Coś jednak drgnęło w jego smoczym sercu, bo układając się do snu rozczulił się nad sobą i tak jakoś smutno mu się zrobiło.
Rano obudził się z pewną nadzieją, spojrzał w okno wieży, nasłuchując czy Królewna już wstała.
Coś tam w tym oknie mignęło, więc podfrunął by zobaczyć z bliska.
- Wiesz co? - zagadał do Królewny, która już wstała i właśnie rozczesywała długie ciemne włosy – Potrzebuję by ktoś mnie przytulił, ukochał i po prostu pokochał – wyszeptał zmieszany – bardzo tego potrzebuję – dodał. - Jeśli zostaniesz moją przyjaciółką, taką prawdziwą, to obiecuję już nigdy nikomu nie dokuczać, a ciebie i twoje królestwo będę chronił.
Tym razem Królewna zaniemówiła. Zastygła wpatrzona w smoka, z ręką uniesioną nad głową, trzymając szczotkę. Ocknęła się jednak po chwili i rzekła
- Bardzo chętnie zostanę twoją przyjaciółką, przytulę cię, tylko musimy sobie zaufać. Ja ci obiecuję że nie ucieknę, ani cię nie okłamię, a ty mi obiecaj że mnie nie zjesz gdy wyjdę z wieży.
- No dobra obiecuję – odrzekł smok
- I ja ci obiecuję – odpowiedziała Królewna

Królewna bała się w głębi ducha, ale postanowiła skupić się na uczuciu prawdziwej przyjaźni i miłości, by je jak najszczersze okazać smokowi.
Smok tymczasem odwalił wielki głaz, uwalniając wejście na wieżę i Królewna pierwszy raz od wielu lat mogła stanąć na świeżym powietrzu.
Tak ją ten moment uradował, że rzuciła się ze szczerym uściskiem na szyję smoka.
Smok, w pierwszym momencie nie wiedział co robić, cały znieruchomiał, ale już po chwili i on przytulił delikatnie kruchutką i drobniutką Królewnę.
Nagle poczuł się bardzo szczęśliwy, bo w końcu ktoś go pokochał – tak po prostu. Podobna myśl przyszła i Królewnie do głowy, że zamiast walczyć wystarczyło tak po prostu, zaakceptować, polubić smoka. Oboje wyczuli, że myślą o tym samym i zaczęli się śmiać. Smok rechotał wypinając brzuchol i nagle wzrok Królewny przykuł jakiś błysk. Skóra na smoczym brzuchu jakby pękła i to właśnie spod niej coś błyskało.

- Co to może być? – zastanawiała się Królewna - Co Ci tam tak świeci na tym brzuchu?
Smok wygiął się by zobaczyć, o co pyta Królewna. Faktycznie coś mu się tam rozpruło. Drapnął pazurem i nagle oderwał sobie kawał czarnej, gumowej powierzchni, którą wszyscy brali za jego skórę. Błysk roztoczył się dookoła wielki, bo oto ukazała się przepiękna złota łuska. Smok zaskoczony zaczął rozdrapywać pozostałe gumowe połacie, a Królewna pomagała mu w tym z zapałem.

Oboje byli zaskoczeni, tym co odkrywają.
- Choć do jeziora, umyjemy cię – zaproponowała smokowi Królewna
- Ech, nie ja się boję wody – przyznał się przerażony smok
- No co ty, smoki się niczego nie boją, choć ze mną to cię w razie czego obronię – zażartowała Królewna i smok posłusznie powędrował za nią.

W jeziorze domyli dokładnie każdy zakamarek smoczego cielska. Tak w krótkim czasie śmierdzący, czarny potwór, przeobraził się w pięknego, błyszczącego od złota i dostojności, szlachetnego smoka.
- Woow – zawołała z zachwytem Królewna – jaki ty jesteś piękny-
- Piękny? – zdziwił się smok
- Spójrz na swoje odbicie w wodzie – doradziła Królewna
Smok spojrzał i zaniemówił.
- To naprawdę ja? - pytał
- No przecież, że nie ja – śmiała się Królewna – ja stoję obok ciebie – i pomachała do swojego odbicia – Będę bardzo dumna mając w twojej osobie, takiego ochroniarza i przyjaciela.
Smok już nic nie powiedział, tylko nieśmiało utulił Królewnę
- Ale, ale jak to się stało – dopytywała się Królewna – że ty aż tak zarosłeś brudem i nie widziałeś swojego piękna?
- Tuż po wykluciu się z jajka, małe smoki są brązowe, kolory dostają dopiero po ukończeniu stu lat. Zanim skończyłem setkę, pamiętasz jak opowiadałem ci, że ludzie polali mnie smołą. Do tego bałem się wody i tak przez lata narosła mi skorupa brudu. – wyjaśnił.
- To teraz wszystko rozumiem – uśmiechnęła się Królewna – poczekaj tu na mnie, pójdę teraz na zamek, uprzedzę wszystkich o nadejściu wspaniałego gościa. Nic się nie bój, pamiętaj jestem twoją przyjaciółką, prócz tego w moim królestwie szanuje się wszystkie istoty - jeśli nie rozrabiają – dodała i puściła oko do smoka, odchodząc w stronę wejścia na zamek.

Szok na widok wchodzącej Królewny w zamku był wielki, Król wstał i biegnąc do córki, pierwszy raz od lat przemówił:
- Córko, córeczko! - wołał ściskając Królewnę
Na te okrzyki wybiegła Królowa, która porzuciła swoje paciorki i biegiem wpadła do sali tronowej, po czym również zaczęła ściskać córkę.

Po dłuższej chwili Królewna ucieszona widokiem rodziców i kotów, ponieważ one również przybiegły przywitać swoją ukochaną panią, rozejrzała się dookoła.
To co zobaczyła, zasmuciło ją wielce.
Pajęczyny zwisały z sufitu, niepodpisane dekrety leżały porozrzucane wokół tronu, porozrywane listy ze skargami poddanych, wysypywały się z wielkich koszy. Oj zapuściło się to królestwo.
- Ojcze, cieszę się, że bardzo cię widzę i smucę jednocześnie widząc twoją bezradność – rzekła Królewna – pozwolisz, że pomogę ci postawić królestwo na nogi, przedstawię ci też naszego nowego przyjaciela, obrońcę królestwa – to on mnie uwolnił z wieży i wcale nie chce mnie za żonę - uśmiechnęła się mówiąc te słowa.
- Rób co chcesz córeczko – ucieszył się Król – ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie widząc cię całą i zdrową, na wolności.
- Skoro mogę robić co chcę – wykorzystała chwilę Królewna – to chciałabym Wam przedstawić naszego obrońcę i sprzymierzeńca. Poznajcie Złotego Smoka!

Król i Królowa pobiegli do okna za Królewną, a widok który zobaczyli, dosłownie zbił ich z nóg. Zanim jednak zdołali ocenić czy to strach czy zdziwienie nimi owładnęło, smok przemówił:
- Witajcie Królu i Królowo, chciałbym Was przeprosić za to całe nieporozumienie, które nastąpiło. Jeśli pozwolicie, naprawię wszystko co zepsułem, a przynajmniej spróbuję.

Po tej przemowie smok zamknął oczy, schylił łeb, złożył przednie łapy – chyba się koncentrował... i nagle roztoczyła się wokół niego złota, powietrzna fala. Krąg ten, w bardzo szybkim tempie się rozszerzał, a czego dotknął zmieniało się w nowe, czyste, bogate, młodsze.

Tak oto Królowi zniknęła siwizna i zmarszczki z twarzy, Królowej bruzdy smutku na obliczu, poznikały pajęczyny na zamku i w jednym niemalże momencie odżyło całe królestwo.
Nikt wcześniej nie przypuszczał, że Złoty Smok ma aż tak wielką moc, którą może pożytecznie użyć.
Radości było co niemiara. Świętowano chyba przez tydzień, a gdy ludzie już się nacieszyli, powrócili do zwykłego lecz szczęśliwszego życia.
Królewna prócz władania królestwem, zajęła się studiowaniem weterynarii i szerzeniem wśród innych królestw wiedzy na temat pożyteczności kotów. Jeździła na różne sympozja, wygłaszała referaty, pisała prace naukowe. Aż pewnego razu, zgłosił się do niej po radę pewien Król, który miał problem z plagą szczurów i myszy w swoim królestwie. Musicie wiedzieć, że król ten był młody, mądry i bardzo przystojny.... Od razu zaiskrzyło pomiędzy naszą Królewną a mądrym Królem.

Tak to niespodziewanie, gdy Królewna poszła za głosem serca, zamiast walczyć ze smokiem – zaprzyjaźniła się z nim, zrealizowała swoje pasję, na koniec spotkała miłość swojego życia..... bo wszystko dzieje się we właściwej kolejności i czasie, a miłość okazała się najpotężniejszym orężem w drodze do szczęścia własnego i niejednego królestwa...

1 komentarz: